Wszystkich.
Cieplutko.
Wróciłam.
Jak widać :).
Witam Was bardzo serdecznie. Nie mam pojęcia jak to się stało, ale od czasu zawieszenia bloga nabiliście prawie 1000 wyświetleń. Dostawałam motywujące wiadomości i komentarze. Ten blog miał zostać usunięty wielokrotnie, ale za każdym razem coś mnie powstrzymywało. Nie wiem, jak rozumiecie definicję magii. Ale dla mnie to naprawdę prawdziwa magia, że ten blog jest moją przyjemnością. Dodawanie, poprawianie, pisanie i wymyślanie rozdziałów jest tak przyjemne i odprężające, że z chęcią robiłabym to całe dnie. Nie ukrywam, że mam dużo czasu. Ostatnio wymyśliłam kilka ciekawych pomysłów. A teraz przejdźmy do dedykacji.
- Victoria Miaa Blanc - wystarczy, że przyjrzycie się wszystkim notkom od początku tego bloga. Bardzo mnie motywowała. Dziękuję, Miaa. Dzięki Tobie wróciłam.
- Andrea Ceruleo - coś mnie tknęło, gdy zobaczyłam twój komentarz. Wróciła wena, chęć do aktywności na blogu. Dziękuję, mam nadzieję, że zostaniesz u mnie na dłużej.
- Eadlyn Schreave - jak wyżej. Twoja opinia jeszcze lepiej na mnie podziałała.
- Ewelina - jesteś od początku i będziesz do końca zapewne. Dziękuję za te szantaże i miłe słowa.
- Jagoda - bo trujesz mi odkąd dowiedziałaś się o moim blogu. Trujesz o rozdział oczywiście. Dziękuję również Tobie.
I oczywiście specjalna dedykacja dla najlepszej bety we wszechświecie i poza nim - Aniu M. - cierpliwie znosiłaś każdy mój pomysł i zawsze przy mnie (teoretycznie) byłaś. I oczywiście to, że od połowy rozdziału są błędy to nie jej wina. Bo moi fani są tak niecierpliwi, że musiałam dodać rozdział dziś :). A Ania nie ma tyle czasu co ja. Więc ja jako okropnie niecierpliwa osoba musiałam dodać. Więc każdy błąd biorę na siebie :). Zapraszam do czytania.
EDIT : Rozdział już podmieniony, bardzo ci dziękuję Aniu, za tak szybkie odesłanie :). Aha, i ustawiłam opcję, że można komentować z anonima, więc jeśli ktoś chce skomentować a nie ma konta, to już nie musi się przejmować.
Znasz mnie znam Cię tylko to jest ważne
nic nie zmienią słowa żadne
Ci co drwią z miłości naszej
z siebie śmieją się naprawdę
znasz mnie znam Cię tylko to jest ważne
nie obchodzi nas gadanie
my we dwoje już na zawsze
wiem wygramy z całym światem o tą miłość walkę.
nic nie zmienią słowa żadne
Ci co drwią z miłości naszej
z siebie śmieją się naprawdę
znasz mnie znam Cię tylko to jest ważne
nie obchodzi nas gadanie
my we dwoje już na zawsze
wiem wygramy z całym światem o tą miłość walkę.
( fragm. pios. 4ever - Walka o miłość )
***
Ginevra Weasley śmiało weszła do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Kilka Ślizgonek omiotło ją pogardliwym spojrzeniem. Ginny mimo głośnej muzyki słyszała ich rozmowę.
- A co ta ruda Weasley tu robi?
- Zdrajczyni krwi!
- Kto ją tu zaprosił?!
- Ja na pewno nie!
- Tak się składa, że zaprosił mnie Blaise Zabini - powiedziała głośno Ginny podchodząc do Ślizgonek.
- Akurat!
- Blaisik nigdy nie zaprosiłby takiej nędznej zdrajczyni i rudej małpy jak ty, Weasley! - krzyknęła piskliwie Astoria Greengrass.
- Lepiej przymknij ten wyszczekany dziubek, Greenie. Wiewióra jest tutaj ZE MNĄ. Jedno złe słowo na jej temat i wywalę was z tej imprezy - warknął Diabeł, otaczając ramieniem rozbawioną Gryfonkę.
- Co za bezmózgie lafiryndy! - zachichotała Ruda.
- Nie są aż tak bezmózgie jak ci się wydaje, Ginny. Pamiętaj, że są Ślizgonkami, a uczniowie Slytherinu są wbrew pozorom bardzo inteligentni i sprytni. Nawet one. - Blaise machnął ręką w kierunku kanapy zajmowanej przez dziewczyny.
- Jasne, jasne - mruknęła Ruda przewracając oczami. Miała wątpliwości co do prawdziwości słów Blaise’a, ale tego nie skomentowała.
***
Draco kątem oka podchwycił jakiś rudy błysk. Wiewióra? Zdziwiony uniósł brwi i z cwanym uśmiechem podszedł do Rudej.
- Siema, Weasley. Gdzie twoja przyjaciółka? - zapytał unosząc kącik ust. Miał pewien plan jak porządnie utrzeć nosa szlamie. Wystarczyło tylko, że Granger przyjdzie na imprezę Blaise’a. Musiał jej pokazać, że nie może sobie tak nim pomiatać i wymyślać jakieś dziwne zadania. A na dodatek absolutnie nie może go żałować, nie po tym co jej powiedział po spotkaniu z Dumbledorem. Chciał sobie z nią poważnie porozmawiać.
- Hermiony nie ma i nie będzie, Malfoy - warknęła ruda.
W oczach Malfoy’a przez sekundę można było zobaczyć zdziwienie, ale szybko się opanował.
- No jasne, panna Sztywna Kujonka zapewne już grzecznie śpi. Jakie macie hasło do wieży wieży? Muszę z nią poważnie pogadać. O zadaniu, które muszę wykonać.
- Nie masz gdzieś tam ukrytego noża, czy eliksiru?
- Prędzej Eliksir Słodkiego Snu.
- A to niby dlaczego?
- No wiesz, podczas gdy ona będzie słodko spała, ja mogę się trochę zabawić…
- Że co? Ty i ona? Chyba cię Merlin opuścił, Malfoy. Przecież to tylko szlama, co?
- Słuchaj mnie, Weasley. Już dawno przestałem te stereotypy uznawać za coś ważnego. Charakter Granger ma wredny i kujoński, ale umiem docenić piękno fizyczne. Więc daj mi to cholerne hasło, bo potrzebuję z nią pogadać!
- No dobra. Złoty lew. Ale jeśli się dowiem, że jej coś powiedziałeś, lub zrobiłeś to przysięgam, że nie dożyjesz meczu z Puchonami!
- Weasley, najwyraźniej nie znasz Granger. Ona ma kompletnie gdzieś to, co ja do niej mówię.
- Nie wiesz jak bardzo się mylisz.
I zanim Malfoy zdążył cokolwiek powiedzieć, Ginny zniknęła w tłumie. W drodze do wieży Gryfonów zastanawiał się nad słowami Weasley. Co miała na myśli? Przecież Granger, odkąd wróciła do Hogwartu, zachowuje się jakby jego zaczepki nic jej nie obchodziły. A co jeśli Granger w tajemnicy wypłakiwała oczy? Albo, co gorsza, uważa, że on naprawdę nadal ma takie zdanie o mugolakach. Tak naprawdę Granger jest… Jest całkiem… Całkiem fajna. Tylko zbyt oschła. Gdyby pozbyła się tego dziwnego zachowania.
Podczas korepetycji zauważył na jej ręce blizny. Układające się w słowo “Szlama”. Doskonale pamiętał tamtą chwilę. Jak patrzyła mu w oczy z bólem i prośbą. Chciał jej pomóc. Ale nie mógł. Wiedział, że jeśli jej pomoże to Voldemort zabiłby całą jego rodzinę i ją. Na jego oczach. A tymczasem skończyło się na bliźnie.
***
Hermionę obudziło natarczywe pukanie do drzwi. Z jękiem zawołała :
- Wejdź, Ginny! Przecież to też twoje dormitorium…
- Przepraszam, Granger, ale niestety nie jestem tą rudą Weasley’ową.
Dziewczyna z szokiem podeszła do drzwi otworzyła je na oścież.
- Malfoy. Cholera. Malfoy. Cholera. Cholera, Malfoy! - wrzasnęła.
Ale chłopak jakoś nie przejął się krzykami Gryfonki. Bardziej jej strojem. Czerwona, satynowa koszula nocna na ramiączkach opinała tam gdzie powinna i odsłaniała jej długie, szczupłe nogi, opalone na złocisty kolor.
- Emm… Przyszedłem tylko zapytać się o te nogi… o te książki… które mam zobaczyć… przeczytać… bo chcę to zrobić… to znaczy nie mogę tego zrobić...eee? - Malfoy mrugał i w tamtej chwili wyglądał naprawdę śmiesznie. Hermiona z kpiącym uśmiechem obserwowała zażenowanie Ślizgona. Czy on naprawdę sądził, że Hermiona Granger, ponieważ jest kujonką, nie ma tego i owego? Że jest jakimś patyczakiem? To rzeczywiście miał prawo się zdziwić.
Gryfonka założyła ręce na piersiach i zgromiła go wzrokiem.
- Czego ode mnie chcesz o pierwszej w nocy?
- Chciałem sobie z tobą poważnie porozmawiać! - powiedział groźnie, ale jego zamroczona mina psuła efekt. Hermiona zaśmiała się pod nosem.
- W środku nocy, tak? - Pokręciła głową.
- Spodziewałem się ciebie na imprezie u Diabła, ale nie przyszłaś. Więc wybłagałem od Rudej hasło do wieży.
Przez twarz Hermiony przebiegł cień. Ginny ją wydała? Dała temu durnemu młotkowi hasło do wieży? Czy ona straciła rozum? A może się upiła… Miona postanowiła, że sobie z nią porozmawia.
- A o czym szanowna fretka chciała porozmawiać POWAŻNIE?
- O tych książkach, które mam przeczytać. Nie dam rady do środy. Dzisiaj jest niedziela. Jutro odsypiam po imprezie, i doszło do tego karne wypracowanie z transmutacji. A we wtorek mecz Quidditcha z Hufflepuffem. Granger, musisz się nade mną zlitować!
- Po pierwsze, ja nic nie muszę. Ewentualnie mogę. A po drugie trzeba było nie iść na imprezę i przeczytać chociaż jedną! A mecz Quidditcha nie trwa cały dzień i całą noc! I nie obchodzi mnie karna praca, trzeba było zrobić tak, żeby jej nie mieć - powiedziała głośno i dobitnie.
- Po pierwsze, to nic ci nie zaszkodzi jak mi darujesz te prace. Po drugie, i tak nie mam zamiaru ich czytać. To bez sensu! Mam gdzieś tych durnych mugoli i ich głupie roligie (ten błąd jest napisany specjalnie :) czy jak to się tam nazywa! Miałaś mnie nauczyć najważniejszych rzeczy o nich.
- To są ważne rzeczy, ty nadęty dupku. A mugole nie są głupi! - krzyknęła podchodząc do niego i pchając do na drzwi. Nawet nie zauważyła kiedy je zamknął. Malfoy był w szoku. Granger jeszcze nigdy nie była taka agresywna.
- Przepraszam.
- Tak oczywiście, jak zwykle… Co? - Jej oczy zrobiły się duże jak talerze.
- No przepraszam, szlamciu. Tak się mówi, jak jest komuś przykro.
- Jestem zaszczycona. - Przewróciła oczami. - Naprawdę wzrusza mnie twoje wyznanie. A teraz spadaj i jeśli naprawdę ci zależy na tych korepetycjach to za dziesięć minut usiądziesz przy książkach - warknęła dźgając go palcem w pierś.
Dopiero teraz dotarło do niej, że ani razu nie spojrzała mu w oczy. Podniosła głowę i… I cóż, poczuła kompleks mniejszości.
- Ty lepiej szlamciu te swoje rączki trzymaj przy sobie - odpowiedział, łapiąc jej rękę.
Dłoń Draco była chłodna i duża, zaś Hermiony ciepła i drobna. Próbowała się wyrwać ale Malfoy przyciągnął ją do siebie i schylił się gwałtownie. Czuł jej miękkie włosy na policzku i zapach czekolady i truskawki.
- Albo czeka cię niemiła przygoda ze Smokiem.
- Ty lepiej Malfoy trzymaj tę swoją śliczną buźkę tam na górze, albo czeka cię przygoda z dywanikiem u dyrektora. Bo jeśli natychmiast nie puścisz mojej ręki, to dorzucę ci cztery dodatkowe książki, które powinieneś przeczytać. I mam nadzieję, że docenisz, że zamiast czterech grubych ksiąg musisz przewertować trzystustronne, w których i tak wszystko jest streszczone.
Reakcja Malfoy’a była natychmiastowa. Wypuścił dziewczynę i odsunął się.
- Naprawdę to zrobiłaś? Odjęłaś mi tyle pracy, bo…?
- Bo rozumiem, że masz inne zajęcia poza nauką. A te dwie w zupełności wystarczą.
- Dziękuję, Granger. I przepraszam. - Chłopak podrapał się po karku. Hermiona ponownie założyła ręce na piersiach i uniosła lewą brew.
- Więc skoro wszystko wyjaśnione, to możesz już wyjść. - Wyminęła go i otworzyła drzwi na oścież. Draco wyszedł, przez przypadek muskając ramieniem jej włosy. Natychmiast poczuł znów tę słodką woń. Myślał o tym, że może Granger wcale nie jest taką oschłą, wredną małpą jak myślał. Czy wojna ją zmieniła? A może zawsze taka była? Tylko, że on nigdy nie chciał się tego dowiedzieć. A gdyby tak przestać ją dręczyć? Ruda Weasley wspominała, że Hermiona czasem przeżywała jego słowa.
“Dobra, koniec tego współczucia. Mogę być dla niej milszy, ale na pewno nie zostanę jej przyjacielem od serca”.
***
Następnego dnia miał się odbyć mecz quidditcha Hufflepuff kontra Slytherin. Hermiona przeczesała ręką swoje długie loki. Poprawiła kołnierz czerwonej koszuli z czarnymi koralikami na kieszonce, tworzącymi literę “H”. Tę literkę wyszyła jej mama, tuż przed szkołą. Powiedziała jej wtedy, że kiedy ubierze tę koszulę, zawsze będzie czuła się pewniej. Wsunęła czarne trampki na stopy i wyszła z dormitorium. Oczywiście nie pomyślała o kurtce, a był to już początek września, i na dworze zebrały się burzowe chmury. Ledwo rozpoczął się mecz, a z nieba lunęły strugi deszczu. Hermiona zacisnęła zęby dotknęła swoich mokrych włosów. Zimny deszcz spływał po jej plecach i twarzy.
- Cholerny, głupi mecz. I po co ja w ogóle wyszłam z dormitorium - mruczała do siebie naburmuszona. Dostała dreszczy a jej skóra pokryła się gęsią skórką. Rozcierała szybko ręce i na dnie dmuchała. Mimo to czuła coraz przenikliwsze zimno. Siedząca obok niej Ginny zachichotała.
- Po raz pierwszy Hermiona Granger wszystkiego sobie idealnie nie zaplanowała. Chętnie wyczarowałabym ci kurtkę, ale nie znam zaklęcia.
- Daj, ale potrzebuję jakiegoś przedmiotu. Chociażby wsuwki do włosów.
Ginny wyciągnęła czarną spinkę ze swojego koka. Rude włosy rozsypały się na jej ramionach otulonych czerwoną, skórzaną kurtką. Hermiona wymruczała zaklęcie pod nosem i spinka natychmiast przemieniła się w czarną ramoneskę. Oddała różdżkę przyjaciółce i ubrała się.
Mecz był bardzo emocjonujący. Draco i Blaise co chwila rzucali im znaczące spojrzenia, albo uśmiechy. Diabeł raz pomachał Rudej i oberwał tłuczkiem, na szczęście musnął tylko jego dłoń.
- BLAISE! - wrzasnęła przerażona Ginny, ale chłopak tylko się uśmiechnął. Rozgrywki zakończyły się wynikiem 250:60. Slytherin triumfował, zaś drużyna Puchonów ze zrezygnowaniem odleciała do szatni. Draco przelatując koło Hermiony uśmiechnął się kącikiem ust.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy blogger usuwa twoje komentarze, ale dostałam go na gmaila, więc bardzo dziękuję ci za miłe slowa i to dla mnie ogromna satysfakcja, że tak szybko dodalas komentarz.
UsuńPrzepraszam za usunięcie komentarza ,ale wyszło to zupełnie przypadkowo, więc postanowiłam napisać go jeszcze raz:
OdpowiedzUsuńWow!!!! Rozdział po prostu BRAK SŁÓW!!! Te niespodziewane zmiany nastawień do siebie. Zakończenie nie do przewidzenia ! Z zapartym tchem czekam na następny rozdział !!!! (Troszeczkę go zmieniłam :) i bardzo lubię wykrzykniki !!!) :)
Nic nie szkodzi i jeszcze raz dziękuję :*
UsuńFajnie, że dodalas rozdzial. Jest po prostu cudowny! Zdziwiło mnie zachowanie Dracona. Mam nadzieje ze szybko przekonają sie do siebie. Dodawaj często :)
OdpowiedzUsuń